Written by Marcin

Koronawirus, izolacjonizm i wolność

Skoro grupa ryzyka jest u nas mniejsza niż w Europie Zachodniej, wprowadzane ograniczenia powinny być mniejsze. Tego oczywiście nie mogliśmy wiedzieć słuchając wieści dochodzących w Wuhanu czy Włoch. Teraz jednak jesteśmy bogatsi o doświadczenia i analizy, i powinniśmy je wykorzystać w przyszłości, gdy przyjdzie druga fala epidemii. Nie trzeba spowalniać gospodarki, nie trzeba zamykać większości ludzi w domach, ograniczając ich wolności i prawa obywatelskie. Nie trzeba również przenosić wyborów.

Autor: Mariusz Kowalski *

Publikując w 2016 r. artykuł o cyklach pokoleniowych i ich cechach charakterystycznych, obecny cykl pokoleniowy (1998-2034), z uwagi na towarzyszące mu zjawiska (m.in. kryzys migracyjny, Brexit, uszczelnianie granic, tendencje nacjonalistyczne) nazwałem izolacjonistycznym. Nie przypuszczałem wtedy, że pojawi się jeszcze jeden czynnik wzmacniający tendencje izolacjonistyczne. Tym czynnikiem okazała się epidemia COVID-19.

Do dzisiaj nie możemy być pewni, czy reakcja państw i społeczeństw świata na pojawienie się wirusa SARS-CoV-2 była właściwa. Badania przeprowadzone w kilku krajach pokazują, że współczynnik śmiertelności wywoływanej przez niego choroby, jest tylko nieznacznie większy od chorób wywoływanych wirusem grypy.

Na podstawie wyników badań w Słowenii można oszacować, iż współczynniki umieralności na COVID-19 w tym kraju wynosił pod koniec kwietnia 0,15% (99 zmarłych na ok. 66 tys. zakażonych), a więc był niewiele większy niż szacunkowy średni współczynnik umieralności na grypę dla ostatnich 10 lat w Stanach Zjednoczonych (0,08%). Bardzo interesujące dane sumaryczne dotyczące śmiertelności w kilkunastu krajach Europy na przestrzeni ostatnich lat dostarczają analizy fundacji Euromomo.

Przed 2020 r. szczyt tego zjawiska przypada zawsze na przełom roku (sezon zimowy). Od trzech lat widać jednak obniżenie tego zimowego piku. W tym roku był najniższy. Aż tu w kwietniu widzimy wyraźny skok. To oczywisty efekt rozprzestrzeniania się epidemii COVID-19. Ten pik nie jest jednak znacząco większy od poprzednich. W szczycie 2018 r. (sezon grypowy) zmarło w Europie 70 tys. osób w ciągu tygodnia. Obecnie niecałe 90 tys. Dotyczy to również krajów, które nie podjęły radykalnych kroków. Kwiecień przyniósł wysoką śmiertelność w Szwecji, ale i ona znajduje analogie w nieodległej przeszłości. W kwietniu 1993 r. zmarło jeszcze więcej osób i był to najprawdopodobniej skutek epidemii grypy.

Warto również wiedzieć, że według szacunkowych danych co roku, powodu zarażenia wirusem grypy, umiera w Polsce ponad 6 tys. osób. Niemniej w sezonie grypowym nie praktykowaliśmy do tej pory wprowadzani obostrzeń w kontaktach międzyludzkich. Czy wobec tego powinniśmy je wprowadzać w przypadku epidemii COVID-19?

Obserwacje potwierdzają że koronawirus jest groźny przede wszystkim dla osób z osłabionym układem odpornościowym, a to w 90 % dotyczy osób z najstarszych roczników (65+). Średnia wieku zmarłych na covid-19 w Polsce to 75 a we Włoszech 80 lat. Osoby przechodzące ciężko zakażenie wirusem SARS-CoV-2 z reguły cierpią jednocześnie na różne choroby chroniczne (tzw. choroby współistniejące), które sprawiają, że ich układ odpornościowy jest mało skuteczny. Wydaje się, że z tego również powodu podatność na niekorzystne działanie wirusa jest silnie zróżnicowane przestrzennie.

Od dłuższego czasu zastanawiają znaczące różnice pomiędzy wschodnią i zachodnią Europą. Próbowano to tłumaczyć obowiązkowymi szczepieniami na gruźlicę obowiązującymi w krajach Europy Wschodniej, które miały dać miejscowym społeczeństwom ogólną odporność. Mimo tej spodziewanej ogólnej odporności widzimy jednak, że od dłuższego już czasu średnia długość życia w Europie Wschodniej jest znacznie niższa niż w Europie Zachodniej. I wydaje się, że właśnie w tym zjawisku należałoby szukać przyczyn innego oddziaływania epidemii.

Dobrym przykładem są tu Niemcy. W części zachodniej epidemia COVID-19 przybrała większe rozmiary niż we wschodniej (dawne NRD). Trudno wyjaśniać to odmiennymi procedurami statystycznymi, tak jak często się to sugeruje przy porównywaniu danych z różnych państw. Znamienne jest natomiast to, że w części zachodniej średnia spodziewana długość życia jest wyższa niż w Niemczech Wschodnich. Zachód jest także bogatszy, zapewniając wyższy poziom życia i lepszą opiekę medyczną.

Okazuje się wiec, że szczególnie groźny przebieg epidemii COVID-19 to problem przede wszystkim krajów najbogatszych, najlepiej rozwiniętych, gdzie opieka medyczna jest na wysokim poziomie a ludzie żyją najdłużej. To widać także, gdy porównujemy Polskę i Włochy. U nas przeciętna długość życia to 78 lat, we Włoszech 84. Paradoksalnie, pomimo tego włoskiego dobrostanu, epidemia właśnie tam zebrała większe żniwo. U nas ludzi starych, a więc z grupy ryzyka, było proporcjonalnie mniej niż we Włoszech czy Hiszpanii. Mniej, bo potencjalne ofiary nie dożyły epidemii, znacznie wcześniej umierając na grypę, cukrzycę, nowotwory, choroby układu krążenia itd. To jest oczywiście smutne, ale właśnie dlatego mamy z COVID-19 mniej problemów niż Włochy, Hiszpania, Francja czy Wielka Brytania. A jeszcze mniej ma ich Białoruś, gdzie spodziewana średnia długość życia jest jeszcze niższa niż w Polsce (75 lata).

Jakie wnioski można wyciągnąć na podstawie tych obserwacji. Przede wszystkim takie, że reakcja na epidemię była chyba zbyt radykalna. Skoro koronawirus jest groźny przede wszystkim dla osób starszych i jednocześnie schorowanych, to te osoby powinny być objęte ochroną i izolacją. Pozostałe osoby powinny zaś funkcjonować w sposób niewiele odbiegający od normalnego. Te wnioski jeszcze bardziej dotyczą Polski i innych krajów Europy Wschodniej. Skoro grupa ryzyka jest u nas mniejsza niż w Europie Zachodniej, wprowadzane ograniczenia powinny być jeszcze mniejsze. Tego oczywiście nie mogliśmy wiedzieć słuchając wieści dochodzących w Wuhanu czy Włoch.

Teraz jednak jesteśmy bogatsi o doświadczenia i analizy, i powinniśmy je wykorzystać w przyszłości, gdy przyjdzie druga fala epidemii. Nie trzeba spowalniać gospodarki, nie trzeba zamykać większości ludzi w domach, ograniczając ich wolności i prawa obywatelskie. Nie trzeba również przenosić wyborów. Należy jedynie skutecznie ochraniać ludzi należących do grupy ryzyka (np. wybory korespondencyjne dla osób 65+). Tak by izolacjonistyczna epoka, w której przyszło na żyć, nie oznaczała izolowania nas od przysługujących nam praw i wolności.

* Profesor Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN, wykładowca Studium Europy Wschodniej UW. Specjalista w zakresie geografii ludności i zagadnień narodowościowych oraz geografii politycznej i historycznej, ze szczególnym uwzględnieniem Europy Środkowej i Wschodniej. Członek Polsko-Litewskiej Komisji Podręcznikowej oraz Rady do Spraw Polaków na Wschodzie. Autor lub współautor około 100 opracowań naukowych. Ekspert Instytutu Libertatis