Written by Marcin

Pozycja na misjonarza – czyli 3 książki o Ameryce, które warto przeczytać

Pozycja na misjonarza – czyli 3 książki o Ameryce, które warto teraz przeczytać

Jeśli zastanawiacie się skąd w Ameryce tyle podziałów na tle rasowym, skąd nienawiść do policjantów, jakie korzenie ma ruch BLM i Antifa, dlaczego tak dziwnie na protesty i zamieszki reaguje część młodzieży i liberalnych mediów, to w polecanych książkach znajdziecie wiele odpowiedzi na te pytania. Będzie o tym jaki wpływ na Amerykę mają m.in.: programy socjalne, akcja afirmatywna, niemiecka filozofia, związki zawodowe, zawodowi politycy i błędny system edukacji, w tym upadek uniwersytetów. 

Autor: Andrzej Gniadkowski

1. Bez korzeni

„Dymanie biednych: pozycja na misjonarza”. Taką propozycję tytułu złożył autorowi po przeczytaniu maszynopisu przyjaciel Paul Schwarz. „Był to doskonały tytuł, o czym wkrótce przekonają się ci, którzy nie zetknęli się wcześniej z tą książką” – pisze Charles Murray. Ostatecznie nie zdecydował się przedstawić takiej propozycji wydawcy, ale jak sam przekonuje – te pięć słów najlepiej oddaje jej treść. Tytuł oficjalny jest o wiele mniej przekonujący, a jego polskie tłumaczenie jest jego daleką przenośnią.

Zasadnicza część książki to dość żmudne do czytania statystyki, przekonujące o totalnej zawodności i przeciwskuteczności wszystkich programów socjalnych w USA od lat 60. do 80. (ostatnie zmiany autor nanosił w 1984 roku). Jeżeli w naukach społecznych można coś udowodnić, to zapewne to studium to robi.

Z tego wszystkiego najważniejszy jest jednak efekt. Autor przedstawia wybór, jaki stawia system przed młodym człowiekiem pod koniec lat 50. i 70. Młody, niezamożny z domu człowiek miał w USA w latach 50., niezależnie od koloru skóry, dość jednoznaczny wybór. Żeby wyrwać się z biedy, musiał się kształcić od najmłodszych lat, ożenić (kobieta musiała wyjść za mąż), utrzymać małżeństwo i ciężko pracować, wiele oszczędzając, i unikać kłopotów z prawem. Musiał spełnić wszystkie te wymogi. Alternatywą była smutna i krótka ścieżka przestępcy lub głodowanie, a także szyderstwa ze strony rodziny i otoczenia (rodzina mogła być biedna, ale zawsze dumna, lenistwem gardzono, pieniędzy przyjmować zabraniano).

Dziś szczególnie na początku drogi lepiej się nie kształcić (a rządowe preferencje dla kolorowych na wstępnych etapach szkoły powodują, że nigdy nie są w stanie nadrobić zaległości) i nie pracować („Nie chcemy jałmużny, chcemy pracy” jest już nieaktualne, bo rząd zrobił wiele dla oczyszczenia zasiłków z pejoratywnych konotacji), przestępstwo nie przekreśla szans na normalne życie (młodociani są często wypuszczani przy pierwszych występkach bez sankcji), samotne matki otrzymują specjalne preferencje, dzięki temu sytuacja ekonomiczna samotnej kobiety w ciąży o niskich dochodach jest lepsza, niż gdyby wyszła za mężczyznę mającego typową, niskodochodową pracę. Wiele wybiera więc rozwód lub pozaślubne dzieci, co jednak w dłuższej perspektywie sprowadza na nie biedę i przemoc (statystyki o rosnącej liczbie biednych kobiet, zwłaszcza kolorowych).

Brak sankcji dla młodocianych przestępców demoralizuje innych młodych i powoduje ciągłe niebezpieczeństwo wśród całego społeczeństwa biednych dzielnic, które muszą się godzić na współpracę z bandytami (statystyki przestępstw w konkretnych dzielnicach). Praca, która zawsze stanowiła rodzaj świętości i niezależnie od jej charakteru pokazywała, że człowiek jest w stanie sam się utrzymać, dziś jest uznawana za niegodną (szczególnie ta niskopłatna) i „dla frajerów”. W szkole biedni i kolorowi uczeni są zaś, że są defaworyzowani przez system,

co buduje w nich poczucie braku wpływu na swoje życie, braku możliwości, apatię i niechęć do „systemu”.

W efekcie pozostają niewykształceni (statystyki pokazują, że kolorowi są średnio coraz gorzej wykształceni) i nie mają potrzeby się uczyć (i tak system im na nic nie pozwoli), biedni (praca to wyzysk) i schodzą na ścieżkę przestępczą, która w ich przekonaniu (a także z przekazu „systemu”) nie oznacza końca szansy na przyzwoite życie.

W największym skrócie: rezultatem wprowadzenia nowych reguł było uczynienie korzystnym dla biednych krótkoterminowego zachowania, które było jednak destrukcyjne na dłuższą metę.

To wszystko jest oczywiście na rękę dla części polityków, którzy żyją właśnie z głosów ludzi „rozgoryczonych systemem”, i na rękę dla „działaczy”, którzy żyją z coraz większych pieniędzy przeznaczanych na „naprawianie systemu”. Grupą, której los najbardziej się pogorszył po wprowadzeniu programów socjalnych, są biedni, bardzo często Afroamerykanie.

Sam autor pisze, że jeśli błędny kurs obrany w latach 60. nie zostanie radykalnie odwrócony, to Stany Zjednoczone „przekształcą się w silnie podzielone społeczeństwo klasowe, w którym pozostałości pierwotnych idei amerykańskich – ograniczony rząd, wolni ludzie wiodący samodzielne życie, wspólnoty lokalne same rozwiązujące swoje problemy – zostaną całkowicie zatracone”. Pisał to w na początku lat 80., które dawały nadzieję na odwrócenie tych tendencji. Dziś już widać, że było to krótkotrwałe, a nowe grupy „misjonarzy” działają jeszcze bardziej destrukcyjnie.

Charles Murray, Bez Korzeni (Losing ground. American social policy, 1950-1980).

Newt Gingrich “One of the pivotal books around which American history turned.”

Na Amazonie: #87 in Social Services & Welfare (Books)

2. Detroit

Kwame Kilpatrick nie był pierwszym politykiem w Detroit, który doił to miasto, jak się tylko dało – pisze Charlie Leduff. Jeśli nawet nie przeczytacie książki Leduffa to sprawdźcie przynajmniej to nazwisko (burmistrza Detroit) w internecie. Czarnoskóry facet w dziwacznym kapeluszu i bogatą biżuterią. Jak pisze Leduff, to typowy polityk Detroit.

Kilpatrick został skazany na 28 lat więzienia. W grę wchodziła ogromnej skali korupcja i nepotyzm z morderstwami w tle. „Ten proceder trwał już od stu lat. I nie chodzi tylko o polityków. Chodziło także o szefów związków zawodowych, przedsiębiorców, przemysłowców, recepcjonistów oraz innych członków rodziny królika” – pisze dalej Leduff.

Czym jest ta książka? To reportaż, który czyta się jak kryminał. Nie ma tu wielu statystyk. Są za to fakty dotyczące konkretnych ludzi w konkretnych miejscach. To jakby uzupełnienie „Bez korzeni”. Pełnego statystyk, wyników badań i teorii. To praktyka w świecie, który opisał Murray.

Autorem jest nieco zblazowany facet, który zrezygnował z pracy w „The New York Times”, ponieważ nie mógł znaleźć wspólnego języka z wydawcą. Pisał poczytne reportaże o tzw. „zwykłych ludziach”, których obraz, zestaw poglądów, a także ocena dobra i zła tak dalece odbiegała od poglądów szefów „The New York Times’a”, że mimo ogromnego powodzenia

materiałów, które pisał, ciągle spotykał się z krytyką. „W Timesie to nie czytelnik liczy się najbardziej” kwituje Leduff.

Facet wraca do Detroit, swojego rodzinnego miasta, po kilkunastu latach i postanawia pracować w lokalnej gazecie. Przestroga na dzień dobry: „nie jedź do TEJ dzielnicy”. Miasto podzielone jest na strefy, etnicznie i religijnie. Biały w czarnej dzielnicy to dziwowisko i potencjalna ofiara. Coraz większa bieda i przestępczość w tych dzielnicach szokuje nawet wytrawnego reportera.

Pierwszy „headliner” pisze o śmierci prostytutki. Sprawa burmistrza Kwame jest właśnie w toku. Opinia publiczna obwinia burmistrza o wszystko, co najgorsze, w tym o śmierć dziewczyny. Zdaniem Leduffa Kwame w tej sprawie jest akurat niewinny, o czym pisze na pierwszej stronie „Detroit News”. Następnego dnia w redakcji Leduff wchodzi i odsłuchuje nieodebrane nagrania z telefonu i odczytuje maile. „Była tylko jedna. Pojedyncza, dwuwyrazowa, ocena mojego światopoglądu. Miłośnik czarnuchów”.

Nie warto jednak sprowadzać jego reportażu do kilku historyjek. To dość głęboka analiza tego, jak podważanie kilku prostych zasad: uczciwości, szacunku dla pracy, oszczędności prowadzi do najgorszych degeneracji.

Ta książka będzie was odrzucała i wciągała jednocześnie, a w wielu miejscach wyda wam się niewiarygodna. Aż chce się wszystko to sprawdzać na wiki. Tyle jest w niej brudu, biedy, głupoty, korupcji, zdrady. Z drugiej strony wiele w tym jest normalnego życia, rodziny, godności, odpowiedzialności, przyjaźni i szacunku. Warto sprawdzić. To jest prawda.

Charlie Leduff, Detroit. Sekcja zwłok Ameryki (Detroit: An American Autopsy).

“A book full of both literary grace and hard-won world-weariness…. Iggy Pop meets Jim Carroll and Charles Bukowski” —Kirkus

Na Amazonie: #300 in Sociology of Urban Areas

3. Umysł zamknięty

„Przewiduję, że książka Allana Blooma spotka się z gwałtownymi atakami” – pisał w recenzji Leszek Kołakowski. „Zresztą zasługuje na to, ponieważ taki jest los wszystkich ważnych książek” – dodawał, twierdząc, że wielu czytelników będzie oburzonych. Dlaczego?

Ta książka jest po prostu niepoprawna. Krytykuje, a właściwie nie krytykuje, tylko obnaża ograniczenie i infantylizm niemal wszystkiego, co dziś w tzw. establishmencie uważa się za dobre i mądre. Atakuje wszystkie współczesne „wartości” (także samo słowo jest obiektem krytyki jako wyrosłe z niemieckiej filozofii i używane bez znajomości kontekstu Nietzschego i Heideggera, co w efekcie sprowadza samo słowo do nic nie znaczącego komunału).

Dzieło Blooma opisuje „pranie mózgu”, jakie młodym ludziom funduje amerykańska szkoła i uniwersytet, zamykając całkowicie ich umysły.

„Jest jedna rzecz, której nauczyciel akademicki może być pewien. Niemal każdy student przychodząc na uniwersytet sądzi, że prawda jest względna” – pisze Bloom. Ta sprawa, tzn. względność prawdy, zdaniem Blooma ma dla młodych ludzi wymiar moralny. Gdy Bloom poddaje to pod wątpliwość, spotyka się z gwałtownym atakiem. I tak będzie w każdej sprawie, która jest dla młodych ludzi pewnikiem wyniesionym ze szkoły. Najgorsze jednak

następuje dopiero na studiach, gdzie zamiast obalania komunałów powtarza się banały, zastępując nimi wnikliwą naukę, a dogmatami otwartą, niczym nieskrępowaną dyskusję.

Autor krok po kroku pokazuje, jak pozorna otwartość na inne kultury oznacza totalne zamknięcie, gdy nie interesuje nas to, czego możemy się od tych kultur (na które jesteśmy podobno otwarci) nauczyć, w czym są lepsze od nas, a w czym gorsze. Zamiast prawdziwych sporów i dialogu pojawia się totalna obojętność (są inni, więc po co drążyć).

„Jednym ze sposobów „otwierania” młodzieży jest wymóg, by studenci zapisali się przynajmniej na jeden kurs poświęcony niezachodniej kulturze. (…) Kursy mają za zadanie wymusić na studentach konstatację, że istnieją inne światopoglądy, a światopogląd zachodni nie jest od nich lepszy. Znów nie liczy się treść, lecz z góry założony morał” – pisze. I tak na każdym kroku uniwersytetu. Infantylizm, pełne paradoksów dwójmyślenie, które prowadzi do tego, że ci sami ludzie mogą pouczać ludzi innych kultur i cywilizacji, twierdząc przy tym, że ich cywilizacja wcale nie jest lepsza, a może nawet gorsza.

Obiektem ataków Blooma jest feminizm (o kobietach w spodniach pisze „transwestytki”), Black Power (zarzuty o rasizm, populizm), kino, telewizja, „indywidualny rozwój”, filozofia niemiecka. Dostanie się nawet muzyce rockowej (to „rynsztokowe zjawisko” jego zdaniem). Jak pisze Bloom, życie nastolatków stało się „nieprzerwaną, komercyjnie konfekcjonowaną fantazją masturbacyjną” (właśnie m.in. za sprawą rocka).

Ale głównym punktem opisu pozostaje uniwersytet, na którym, jak pisze autor, w porównaniu z latami 50. „nie wolno myśleć i mówić znacznie większej liczby rzeczy, lecz mało kto się kwapi do obrony tych, którzy zasłużyli sobie na gniew radykalnych ruchów”. Swoją drogą samo słowo ruch też pochodzi z filozofii niemieckiej i stało się najbardziej popularne za sprawą faszystów i nazistów.

Zdaniem Blooma to, co najgorsze na uniwersytetach, ma swoje źródła w roku 68’, gdy sami studenci nazywali swoją działalność ruchem (jak naziści i faszyści – „bo liczy się zaangażowanie, nie prawda”). Symptomatyczna okazuje się entuzjastyczna reakcja studentów na teksty Mussoliniego, które jeden z profesorów studentom złośliwie podrzucał, nie podając autora. Dziś ci sami ludzie, którzy wtedy dewastowali uniwersytet, są u władzy na wszystkich jego szczeblach. I nie tylko nie pozbyli się swoich przekonań, ale też zdobyli sposób, by narzucić je ogromnej rzeszy młodzieży bez możliwości sprzeciwu.

Czytanie tej książki będzie trudne. No przecież każdy słuchał kiedyś, a może i nadal słucha, rocka! Poza tym książka to właściwie wykład filozoficzny pełen odwołań do największych filozofów od czasów starożytnej Grecji, który w sposób okrutny obala zbiór komunałów i tanich haseł, które dziś nazywamy często własnymi przekonaniami. Bez znajomości tego, co się dzieje na amerykańskich uniwersytetach, trudno zrozumieć dzisiejszą amerykańską młodzież. Podobnie jak Murray, autor pisze też, co może być odtrutką na tę sytuację.

Allan Bloom, Umysł Zamknięty. O tym, jak amerykańskie szkolnictwo wyższe zawiodło demokrację i zubożyło dusze dzisiejszych studentów. (The Closing of The American Mind. How higher Education has Failed Democracy and Impoverished Souls od Today’s Students)

“Brilliant. . . . No other book combines such shrewd insights into our current state. . . . No other book is at once so lively and so deep, so witty and so thoughtful, so outrageous and so sensible, so amusing and so chilling. . . . An extraordinary book.” — William Kristol, The Wall Street Journal

Na Amazonie #178 in Political Commentary & Opinion